Świat jak z filmów Wojciecha Smarzowskiego – leje się wódka, gdzieś między kadrami miga siekiera, w powietrzu wisi niebezpieczeństwo. Akcja rozgrywa się w Bieszczadach przy granicy z Ukrainą. Jest sroga zima. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Do opuszczonej stacji wraca były pogranicznik i jego nastoletni synowie, pragnący na nowo zacieśnić rodzinne więzi. Są zdani na siebie, poza zasięgiem sygnału telewizyjnego i sieci komórkowych. Jedyną formą kontaktu z innym oddziałem straży jest radio. Zawodzi akurat, kiedy zjawia się zmarznięty nieznajomy. Zebranie informacji na jego temat jest niemożliwe. Bohaterowie stoją przed dylematem: zaufać zakrwawionemu przybyszowi czy profilaktycznie go odizolować. Każda decyzja wydaje się zła. Konsekwencje dokonanego wyboru przerastają wszystkich, ale nie reżysera. Ten zdyscyplinowany debiut utrzymany jest w ryzach gatunku, a jego gorycz bierze się także stąd, że scenariusz inspirowany jest rzeczywistymi wydarzeniami.
Artur Zaborski