Prowincja, kilka domów, sklep, droga i wielkie połacie zieleni. Różni ludzie, młodsi i starsi, szczęśliwi lub nieszczęśliwi, najczęściej jednak zawieszeni między jednym a drugim stanem. Chodzą do pracy, rozmawiają, palą papierosy, piją alkohol, uprawiają seks i tańczą. Ich codzienna rutyna od czasu do czasu układa się w nieskomplikowaną fabułę, w coś na kształt romansu lub komedii. Właśnie tak przedstawia się zawartość Dzikich pszczół: filmu bezpretensjonalnego, dalekiego od patosu czy melodramatyzmu, „zwyczajnego” w najlepszym znaczeniu tego słowa. Bohaterowie są trochę karykaturalni, ale przy tym bardzo wiarygodni. Zamieszkiwany przez nich świat jest pełen detali. Przez większość czasu kontemplujemy wszechobecną przaśność: ubogie domy, skrzypiące łóżka, pastwiska. Pośród tego pojawiają się jednak pojedyncze, nieco surrealistyczne przebłyski nowoczesności: telefony komórkowe czy popowa muzyka.
Piotr Mirski