Liza, lisia wróżka jest jak Amelia po podwójnej porcji gulaszu. W pełnometrażowym debiucie Károly Ujja Mészárosa surrealistyczny wdzięk doskonale współgra ze środkowoeuropejską swojskością. Tytułowa Liza to nieśmiała 30-latka marząca o emocjonalnej stabilizacji. Próby znalezienia miłości swojego życia są jednak w wykonaniu kobiety groteskowo nieporadne. Jedynym mężczyzną utrzymującym stały kontakt z bohaterką okazuje się duch japońskiego piosenkarza, który potrafi być na przemian poczciwy i zabójczo sarkastyczny. Między tymi dwiema skrajnościami nieustannie lawiruje też cały film Mészárosa. Bogata wyobraźnia reżysera jest w stanie zmieścić obok siebie klasyczną baśń, smoliście czarną komedię i parodię horrorów z Dalekiego Wschodu. Urok ekranowej wizji skłania do zaakceptowania nawet najbardziej niedorzecznych zwrotów akcji. Duża w tym zasługa tytułowej bohaterki, której perypetie – niezależnie od swojej ekscentryczności – potrafią wzbudzić w nas szczere współczucie i sympatię.
Piotr Czerkawski