Bronisław Pekosińskiego ne zna ani ojca, ani matki. Jego nazwisko nawiązuje do skrótu nazwy Polskiego Komitetu Opieki Społecznej. Matka, gdy była w niemieckim obozie, wyrzuciła malutkiego syna przez ogrodzenie na stos ziemniaków. Dotkliwie okaleczony, był wychowywany przez różne instytucje. Znajdowała się wśród nich Partia, chcąca zmienić go w żywy symbol, oraz Kościół, oferujący mu alternatywny w stosunku do obowiązującego zestaw poglądów. Przez całe życie mężczyzna był rozdarty między dwiema namiętnościami: szachami a alkoholem. W tym miejscu należy zaznaczyć, że Pekosiński to postać autentyczna. Poświęcony mu film Grzegorza Królikiewicza nie jest jednak konwencjonalną biografią. To psychodrama, w której Pekosiński we własnej osobie odgrywa kolejne epizody ze swojego życia. Sceny są jednak przefiltrowane przez wyobraźnię Królikiewicza. Widzimy w nich, jak człowiek z krwi i kości błąka się przez pokazany w krzywym zwierciadle świat PRL-u.
Piotr Mirski