Jeden z bohaterów tego gęstego, kreacyjnego dokumentu mówi do kamery: Czuję bezradność, czuję gniew, czuję strach i złość. Właśnie w takich emocjach wydaje się zakorzeniony film Piotra Stasika, pokazujący Polskę jako ziemię w transie, tonące w błocie i we mgle totalne peryferia, wieczny otępiały Wschód. Radykalna, prowokacyjna wizja reżysera wyłuskuje z rzeczywistości to, co w niej odpychające i powtarzalne, a atmosferę monotonii podbija narastająca z każdą sceną hipnotyczna muzyka Artura Zagajewskiego. Fragmenty Dziennika pisanego później Andrzeja Stasiuka, badania opinii publicznej, ogłoszenia o sprzedaży i matrymonialne, a także fragmenty audycji radiowych tworzą wielogłos, z którego wybijają się na pierwszy plan absurdalne "kazania" wygłaszane przez Wojciecha Kalarusa. Bo jeśli Polska tkwi w zaklętym kręgu swoich niemożności, to w ujęciu Stasika odpowiada za to także nasza bezrefleksyjna religijność - rodząca kicz, ufundowana na udręce, unurzana w sprzecznościach.
Małgorzata Sadowska, MFF Nowe Horyzonty