Anna i Wilhelm Sasnalowie swój trzeci pełnometrażowy film budują wokół pozornie abstrakcyjnego pytania: co by się stało, gdyby uchodźcy z Afryki przybijali nie do wybrzeży Grecji, lecz na bałtyckie plaże. Odpowiedzi duet reżyserski szuka w mikropowieści Alberta Camusa Obcy z 1942 roku, przedstawiając historię Rafała Mularza – wyalienowanego pracownika biurowego, człowieka milczącego i nieobecnego, który z zaangażowaniem uprawia jedynie jogging. Mężczyzna będzie musiał wyjść poza strefę bezpiecznej obojętności wskutek przypadkowego spotkania z obcym. Sasnalowie nie po raz pierwszy sięgają po aktualny, budzący kontrowersje temat. O ile jednak w Z daleka widok jest piękny wątek antysemityzmu rozproszyli metaforyczną narracją, o tyle tym razem celują w ton publicystyczny, by nie powiedzieć oskarżycielski. W Słońcu… jak w soczewce skupili strach przed obcością i ksenofobię Ludzi Wschodu (jak śpiewa w finale Siekiera), zastanawiając się, czy obojętność nie jest taką samą przewiną jak jawna agresja.
Mariusz Mikliński